Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

WYDRY NA SANIE ZIMOWĄ PORĄ

Dolina Sanu. Dzięki łagodnej zimie wydry i pluszcze mają się w Sanie dobrze. W czasie dzisiejszej ( 2020.01.14) wędrówki udało mi się podejrzeć wydry ( pływały cztery w jednym miejscu), pluszcze nurkujące w wodzie, dzięcioła białogrzbietego i sikorę czarnogłową. Zwierzyny płowej nie dostrzegłem. Jej tropów mało.Napotkałem tylko kilka pojedynczych świeżych śladów. Dość dużo jest tropów żubra. Można znaleźć resztki zagryzionej zwierzyny. Miśki nie śpią. Natknąłem się na co najwyżej jednodniowe ślady niedźwiedzia ( zał zdjęcie). Stosunkowo dużo jest śladów wilków. Charakterystyczny jest trop przemieszczającej się watahy. Idąc gęsiego starają się stawać na śladach swojego poprzednika ( zał.zdjęcie) co utrudnia , a nawet uniemożliwia ocenienie liczby osobników. Zaplanowaną trasę z Rajskiego do Zatwarnicy trochę skróciłem. żeby zaoszczędzić co najmniej 2 godziny czasu powrotnej drogi. Była 15.45.Słońce już schowało się za górami , więc zamiast iść dalej do najbliższego mostu w Zatwarnicy, zdecydowałem się przekroczyć San w bród. W środku listopada przekraczałem San około 1 km wyżej.Poznałem wtedy co potrafi zrobić zimna woda .Ból do szpiku kości. Dziś było gorzej. Nie polecam takiej przeprawy nikomu w zimie. Liczyłem , że majtek nie zmoczę. Nie udało się.Do plecaka zapakowałem ściągnięte spodnie, aparat fotograficzny, zapasowy obiektyw i dużą lornetkę. Przytroczyłem ciężkie( przemoczone) buty. Na rękę wziąłem małego psa. Z wysokiego brzegu wyglądało na to, że woda będzie do kolan. Gdy powoli i ostrożnie, po skalistym oraz nierównym, a na podwodnych skałach śliskim dnie pokonałem trzy czwarte odległości okazało się , że na ostatnich metrach jest głębiej. Do tej pory woda tylko momentami była powyżej kolan. Stopy i podudzia na początku brodzenia po wodzie z zimna bolały. W chwilę później miałem problem z wyczuciem dna, bo zrobiły się się odrętwiałe. Wycofać już się nie mogłem. Wolną ręką podsunąłem do góry polara i koszulkę.Mocniej przycisnąłem psiaka do piersi. Wszedłem w skalną rynnę, zamoczyłem majtki i trochę polara na plecach. Nogi miałem już tak odrętwiałe, że na ostatnich dwóch metrach, z wodą tylko do kolan , straciłem na chwilę równowagę i o mało się nie przewróciłem. To czy dotrę na drugi brzeg nie miałem najmniejszych wątpliwości. Bałem się, głównie tego, że mogę się przewrócić i wszystko zmoczyć. Byłoby nieciekawie, ale też bym to przetrwał. Stopy miałem odrętwiałe i jak nie swoje jeszcze ponad pół godziny mimo ostrego marszu drogą. A mrowienie na podeszwach stóp czułem jeszcze po powrocie do domu.