Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

ŻBIK, CZAPLA BIAŁA I WILK

Wielka Sobota 2020r. była dla mnie wielka. Zdjęcia żbika, pary czapli białych i na koniec wilka obżerającego jakieś resztki z rozwleczonego truchła jelenia. Dotychczas nie udało mi się wykonać zdjęć żbika mimo kilkukrotnych spotkań tego dzikiego kota. Za szybki był , albo za ciemno było na robienie zdjęć.Czaple białe też mam pierwszy raz uwiecznione. W zimie bywają na Sanie koło Leska, ale nigdy nie próbowałem robić im zdjęcia. Tego dnia ługo ociągałem się z wyjazdem w teren. Gdy zobaczyłem w prognozie , że za dwa dni pogoda ma się zmienić, a jest słoneczna, podjąłem decyzję wyjścia z domu. Za tydzień, dwa gdy rozwiną się liście trudniej też będzie dostrzec zwierzynę. Ze sprzyjającej sytuacji trzeba korzystać. Idąc w górę doliny troszkę czasu poświęciłem ropuchom “ galopującym” jedna na drugiej. Zaskakujące jest , która z tych „galopujących” ropuch to samica , a który to samiec. Różnią się wielkością. Samiec nie zachowuje się tak po dżentelmeńsku jak mężczyźni w większości krajów na świecie. Wśród ptaków też bywa różnie.Samce są tymi raczej “ wystrojonymi” w kolory, ale bywa również tak jak u ropuch. Samiec jest zdecydowanie mniejszy. Dalszy marsz zaplanowałem w pobliże resztek jelenia zabitego przez wilki, które odkryłem kilka dni wcześniej. Tym razem kruków w tym miejscu było mniej , bo i mniej z niego zostało. To co nie zostało jeszcze zjedzone , pochrupane, wydziobane zostało wywleczone z potoku na brzeg. Oprócz kruków, które szybko uleciały trochę dalej, dostrzegłem na gałęzi drzewa “ myszołowa”. On też chwilę po krukach zerwał się do lotu. Zdążyłem zrobić mu dwa zdjęcia. Wyglądał na dużego myszołowa. W domu już taki pewien nie byłem , bo jego dziób wyszedł na zdjęciu masywny jak u orła. Czasami łatwo dostrzegam typowe cechy dla danego gatunku ptaka drapieżnego , a czasami mam z tym problem. Jestem tylko amatorem , a nie profesjonalistą więc nie ma co się dziwić. Najłatwiej jest rozpoznać na “ roboczo” to co jest najczęściej w okolicy i typowe . Bieszczady, zwłaszcza w czasie marcowo-kwietniowych migracji ptaków potrafią sprawić niespodzianki. Chociażby właśnie napotkana kilkaset metrów dalej para czapli białych taką niespodzianka jest. To rzadkie ptaki Polski. W okolicy resztek jelenia pełno było tropów zwierząt odciśniętych w miękkim mule. Od tego miejsca zszedłem z błotnej drogi na zbocze łąki. Poniżej z bobrowego rozlewiska zerwała się czapla siwa. Bywają tu regularnie. Rzuciłem okiem na niżej płynący wśród krzaków potok. Dostrzegłem sylwetki dwóch bardzo dużych białych ptaków. Usiadłem na trawie , zrobiłem kilka zdjęć. Zacząłem się zastanawiać jak je podejść. Niepotrzebnie. Ptaki zerwały się w powietrze do lotu. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć w locie. Wszystkie z daleka. Czaple białe , bo one to były, nie uniosły się wysoko. Przeleciały trochę nad oraz trochę między drzewami i wylądowały w okolicach starego bobrowiska. Znałem to miejsce. Wiedziałem jak tam podejść skrycie. Plan powiódł się więcej niż w stu procentach. Podszedłem cicho i wykonałem zdjęcia czapli w oczku wodnym. Do lotu zerwała się jedna czapla , a po chwili jakby z ociąganiem druga. I tu zaczęło się te ponad sto procent planu. Czaple białe nie odleciały gdzieś dalej jak to czynią czaple siwe, ale krążyły w pobliżu. Jedna z nich usiadła na najbliższym mnie drzewie. Druga po po wykonaniu dodatkowego kręgu dołączyła do pierwszej Miałem prawdziwą ucztę rozkoszowania się tymi pięknymi jak anioły ptakami. Śpiewa się i opowiada o “ bieszczadzkich aniołach”. Może to one ?. Czaple białe i ich gniazdowanie w Polsce są rzadkością. Ich inwazja z południa Europy ( Węgry) na północ postępuje. Może te cudowne ptaki zagnieżdżą się w Bieszczadach. Nie są tak płochliwe jak czaple siwe. Przynajmniej ta para , pierwszy raz spotkanych przeze mnie czapli białych nie była. Właściwie to łazikowanie tego dnia mógłbym zakończyć. Nie chciałem jednak zmarnować sytuacji, gdy idąc w górę doliny miałem wiaterek w twarz. To stwarzało okazję spostrzeżenia dzikiego zwierza szybciej niż on mnie. Poszedłem dalej jeszcze około dwa kilometry odbijając często w bok na pobliskie łąki. Gdy dochodziłem do ostatniej łąki zza krzaków dostrzegłem na niej żbika. On mnie nie widział. Szybko chwyciłem za aparat. Mały pies Reks wchodził już na łąkę. Żbik był odwrócony plecami. Bałem się krzyknąć komendę do Reksa “ nie wolno”, żeby nie wystraszyć zwierza.Wiedziałem , że Reks od razu nie dostrzeże dzikiego kota. Zacząłem robić zdjęcia.Żbik jednak coś usłyszał. Zaczął się rozglądać na lewo i prawo. Nie wiem czy usłyszał mnie czy Reksa. A może zobaczył Reksa. W każdym bądź razie wziął nogi za pas i czmychnął w tarninę , która była kilkadziesiąt metrów dalej na skraju lasu. Czarek, duży pies trzymał się nogi i niczego nie dostrzegł. Reks nawet nie zaszczekał, ale wyczuł kota i rzucił się biegiem jego śladem. Bez najmniejszych szans , żeby go doścignąć. Psa przywołałem.Po tych emocjach rozgościłem się z psami na skraju łąki na dłużej. Odpoczynek i posiłek. Po ponad godzinie doszedłem do wniosku, że nic się na łące nie pojawi. Trochę się po niej i najbliższej okolicy jeszcze powłóczyłem.Zrobiło się późno, zacząłem wracać. Po drodze podszedłem jeszcze blisko krzyżówki pływające w bobrowej żeremi. Przy powrocie wiatr wiał niekorzystnie dla mnie, ale przy zachodzie słońca zaczął słabnąć. Do miejsca truchła jelenia postanowiłem dotrzeć z bocznej łąki. Tak , żeby wiatr nie wiał ode mnie w kierunku resztek jelenia. Byłem jeszcze około czterysta metrów oddalony od tego miejsca, gdy zobaczyłem w dole i na lewo , około czterdzieści metrów ode mnie, wilka obgryzającego coś w suchej trawie. Może bym go nie dostrzegł, gdyby nie psy. Szły przede mną . Zatrzymały się nagle i znieruchomiały. Zaczęły patrzeć w lewo.To spowodowało , że zwróciłem uwagę na najbliższe otoczenie. Reks szczeknął raz ostrzegawczo, gdy wywąchał , a może dostrzegł wilka. Po jego szczeknięciu dałem komendę “nie wolno”. Psy usłuchały. Wilk z kolei popatrzył na mnie, na boki i nie uciekł od razu. Musiał być na prawdę głodny. Łupu nie zostawił. To co obgryzał wziął w paszczę i pobiegł w niezbyt dużym pospiechu w najbliższy zakrzaczony wąwóz. Szarawo już było i zdjęcia wyszły słabo. Po kilkuset metrach dotarłem do kości jelenia. Były tam tylko kruki, które na mój widok odleciały. Po drodze do samochodu dostrzegłem jeszcze bobra, który wyszedł z wody na brzeg, ale za ciemno było na jakiekolwiek zdjęcie.