Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

PORANNE RYKOWISKO

Piękno bieszczadzkiego rykowiska i ….scenariusz na następną część „Watahy”, ale o tym drugim na końcu opisu. Wczoraj ( 28 września) pierwszy raz byłem rano na rykowisku. Warto było. Wstałem po czwartej. Przed piątą ruszyłem z samochodu do wyznaczonego celu piechotą. Bezksiężycowe rozgwieżdżone niebo na bezludziu, przeorane wyraźnym pasmem drogi mlecznej towarzyszyło mojej wędrówce. W dali odzywały się jelenie, słychać było puszczyka. Atmosfera na pierwszy raz wymarzona. Wybór pierwszego miejsca na czatowisko nie był fortunny. W ciemnościach zobaczyłem jednego jelenia i słyszałem w lesie oraz na niedalekiej, ale niewidocznej dla mnie łące kilka ryczących . Do świtu z kolorowymi chmurami żadnego zwierza w obserwowanym terenie nie zauważyłem. Za plecami w lesie nie zaryczał ani jeden jeleń, który swoim głosem przyciągnąłby inne. Doszedłem do wniosku, że szkoda marnować czasu w tym miejscu. Poszedłem kilometr wyżej doliną wzdłuż potoku na jedną z licznych łąk. Gdy podchodziłem byłem przekonany , że jelenie na łące spotkam. Słychać było ich donośne ryczenie. Pierwszy widok jaki zobaczyłem to stojącego na środku stromej łąki dużego byka, króla wczorajszego rykowiska i kilka łań. Łanie szybko uciekły. Z drugiej strony łąki, z lasu wypadł za nimi byk. Ten pierwszy nie ruszył ze środka łąki za łaniami. Szybko się zorientowałem, że interesuje go ryczący byk w lesie w górze łąki po mojej stronie. Ukryłem się z psami w kępie krzaków. Jeleń czternastak od czasu do czasu wpatrywał się w moją stronę. Jednak większość uwagi skierował na rywala. Ten wyszedł na chwilę z lasu. Z mniej rozłożystym porożem. Dwunastak. Czternastak nie czekał. Na widok rywala ruszył biegiem w jego kierunku. Rywal błyskawicznie wycofał się do lasu. Czternastak mu nie odpuścił. Udał się za nim. Na łące po gonitwie przed dłuższą chwilę nic się nie działo. Postanowiłem zmienić swoje miejsce obserwacji. Gdy znalazłem się po drugiej stronie łąki w pobliżu miejsca , gdzie siedziałem wcześniej przeleciał przez całą łąkę byk za łanią. Wbiegł za nią w las po drugiej stronie potoku. Ja usadowiłem się na części łąki za małą dolinką. Na jej środku. Widok z tego miejsca parującej w promieniach słońca doliny był czarujący. Po jakim czasie ponownie zmieniłem miejsce na środek łąki, wysoko pod lasem. To był dobry wybór. Kilkanaście metrów ode mnie wybiegła z lasu łania. Za nią popędził byk. Nie ten , który rządził wcześniej na łące ani jego rywal. Łania wbiegła w dół łąki przy potoku niknąc na chwilę w porannych oparach. Ponownie pojawiła się i zatrzymała się przy drzewie, tak jakby chciała zaczekać na byka. Może to było jak w starym kawale o kurze i kogucie. „Co myśli kura, gdy ucieka przed kogutem ? Podbiegnę jeszcze trochę, żeby nie pomyślał, że jestem k……” ( przepraszam za to ostanie słówko w kawale, ale inaczej się go nie da opisać). To nie wszystko. Dalej się działo….. Naokoło jelenie ryczały na potęgę. Dużo było byków w tym rejonie tego dnia. W lesie naprzeciwko doszło nawet do walki. Trzask poroży poniósł się doliną jak zderzenie dwóch samochodów. Za lasem powyżej widziałem mały wycinek innej łąki. Stał tam długo jeden jeleń. Gdy pojawiła się jedna łania ruszył przez łąkę za nią. Chwilę później za nimi pobiegł jeszcze jeden byk. Była już prawie dziewiąta , a jelenie dalej ryczały. Z mojego stanowiska w rejonie tej drugiej , mniejszej łąki za bezleśną dolinką zauważyłem kruki kołujące i lądujące na jej środku. Tam też pojawił się ostatni byk tego dnia. Zaciekawiony postanowiłem sprawdzić co do jedzenia znalazły kruki. Wysoka trawa długo ukrywała ich skarb przed moim wzrokiem. Dopiero z kilku metrów zauważyłem szkielet jelenia. Cały kręgosłup z klatką piersiową, miednicą, podudziami i kawałkami skóry. Głowy ( czaszki nie znalazłem). Szkielet z minimalnymi resztkami mięsa świeży. Nie śmierdziało. Prawdopodobnie to dowód działania kłusowników. Myśliwy zabrałby nie tylko głowę z porożem ( trofeum) , ale także resztę jelenia do skupu. Głowy łani nikt by nie brał.Nie było ud jelenia ( na nich jest dużo mięsa). Gdy chwilę siadłem na wzgórzu, po drugiej stronie potoku poprzez łąkę, jak w ucieczce przebiegło sześć -siedem łań. Nie dostrzegłem , żeby coś je goniło. Widok trochę zasłaniały mi drzewa. Wracając do samochodu miałem jeszcze przyjemną sesję z odrętwiałym po nocy zaskrońcem. W domu zauważyłem jeszcze jedno. Komuś nie podobają się moje częste wizyty w tej dolinie na fotopolowanie. Ktoś manipulował przy moim samochodzie. Przy zostawionym samochodzie zobaczyłem na trawie trochę pianki montażowej. W domy, gdy otwierałem bagażnik na ziemi dostrzegłem jeszcze jeden mały fragment pianki. Gdy się schyliłem po niego zobaczyłem , że rura wydechowa w środku jest oblepiona pianką. Wygrzebałem paluchem mały kawałek. W środku na długoąści kilkanaście centymetrów pozostałą warstwa pianki , którą bez skrobania nie da się oderwać. Nie wiem czy ktoś „bawił” się pianką i rurą wydechową trzy dni temu, czy trzy tygodnie. Samochód przez ostatnie tygodnie zostawiałe bez nadzoru w trzech miejscach. Że auto jest ciut słabsze w jeździe pod górkę zauważyłem tuż przed rykowiskiem ,ale przeszło to samo. Sam fakt ingerencji dostrzegłem dopiero teraz. Próbowano mnie wystraszyć, sprawić mi kłopoty ? Akurat dwa dni wcześniej spotkałem dwie osoby ( kobiety) z Sanoka , które były z Panią ze Skorodnego z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot Żywych. Zainicjowali w tamtym roku ( może wcześniej)zbieranie podpisów pod petycją zakazującą polowania na jelenie w czasie rykowiska. Przypadkowe znajome pytały się mnie czy nie widziałem w tym terenie samochodu terenowego „ Discovery ?”, który uderzył w ich auto i uciekł. Dostrzegły, że były to numer zaczynający się od RBI…, miejscowy. Zgłosili sprawę na policję. W tamtym tygodniu zauważyłem też smugę oleją ciągnącą się gruntową drogą aż do szosy ,od prowizorycznego miejsca postojowego, gdzie rzadko odwiedzający tą dolinę turyści zostawiają samochody. Ten sam malutki plac, gdzie zostawiam mój samochód. Awaria ( wyciek oleju), którą kierowca zauważył pewnie na drodze, gdy mu się zapaliła lampka oleju. Zaczęła się na postoju. To było wcześniej niż stuknięcie samochodu. Nie wiem kto był tym pechowcem. Przypadek ? Chyba nie. I to wcale nie jest scenariusz następnego odcinka „ Watahy”. To są fakty. Jeleń bez głowy, trzy mechaniczne ingerencje. Do tego muszę wspomnieć jeszcze jedną sytuację, którą opisałem bardziej szczegółowo na FB kilka miesięcy temu. Wczesną wiosną, gdy nie wolno było chodzić do lasu ja chodziłem po łąkach tej doliny na spacery z psami . Spacery z psami przy restrykcjach związanych z koronawirusem było wolno robić. Z w czasie takiej jednej wędrówki z daleka widziałem dwie osoby z trzema psami kłusujące na bobry. Mogli czuć się bezpiecznie i nie spodziewać się kogoś , bo w tym czasie z powodu restrykcji były pustki nawet na drogach.Nie widzieli mnie.Walili drągiem w powierzchnię wody żeremi, żeby wystraszyć z podwodnej nory bobry. . Na pewno kłusowali. Przed ich wizytą bobry w tej żeremi były. Po ich wizycie już nie. Nie naprawiana grobla przez bobry po ulewach i podtopieniach uległa zupełnie zniszczeniu. To „niebezpieczne miejsce” to jedna z moich ulubionych dolin. Nie mam zamiaru przestać tam jeździć. Jeśli stwierdzę, że jeszcze raz ingerowano w mój samochód zacznę „polować” na ludzi. Wprawę mam. Trzy i pół roku na wojnie w Iraku, trzy lata na wojnie w Afganistanie. Tam ludzie polowali na ludzi. Jak do tego dołożę jeszcze pokojowe, oenzetowskie misje: prawie rok w Kambodży ( Pol Pot jeszcze żył), trzy i pół roku na Wzgórzach Golan…………