Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

NA BIAŁYCH ŁAKACH BIESZCZAD

NA BIAŁYCH ŁĄKACH BIESZCZAD. Czasem w czasie bieszczadzkich wędrówek najpierw zwierzęta wyczuję nosem, potem usłyszę, a dopiero na końcu zobaczę i to nie zawsze. Tak mniej więcej to się ułożyło w niedzielę z chmarą dorodnych łani wśród , których było kilka jednorocznych jeleni, zwanych w gwarze badylakami lub szpicakami. Ale niczym wydarzył się cały ciąg wydarzeń najpierw o łaniach pomyślałem, gdy zobaczyłem stosunkowo świeże ślady wilków. Byłem akurat na szerokiej przecince z ścieżką po środku, która dzieliła dwie głębokie doliny zaczynające się w tej okolicy. Obydwie zryte bocznymi dolinkami i patoczyskami. Dwa główne potoki zasilane licznymi potoczkami i okresowymi strugami wody, łączą się niżej po kilku kilometrach w jeden duży potok, który wpada do jeziora Solińskiego. Miejsce dzikie i bezludne. Tego dnia wiał niezbyt mocny, ale wyraźny wiatr. Szeroka przecinka , którą szedłem, nie tylko dzieliła dwie doliny, ale także dwie bardzo duże śródleśne łąki. Będąc niedaleko jednej łąki i niedaleko patoczyska zauważyłem , że moje psy zatrzymały się, zaczęły intensywnie węszyć. Były około dziesięć metrów przed mną. Szybko podszedłem do nich. Wiatr wiał od strony patoczyska i przyniósł intensywny zapach jeleni. Czułem go bardzo wyraźnie. Wiedziałem,że przynajmniej przed chwilą , gdzieś w nim bytowały. Zaciekawiony podszedłem na jego skraj. Oczy przyzwyczajone miałem do jaskrawej oświetlonej słońcem otwartej przestrzeni. Zacieniony jar, porośnięty drzewami i krzakami, zanurzony w półmroku spowodował, że nic nie dostrzegłem. Gdy zrobiłem kilka kroków wzdłuż brzegu patoczyska usłyszałem łomot biegnących zwierząt. Spojrzałem w tym kierunku i dojrzałem kilka płowych ciał, które mignęły między drzewami. To wystarczyło ,żebym wiedział, że są to jelenie. Nie wiedziałem, czy duża chmara, ale zauważyłem w którym kierunku ruszyło te kilka sztuk. Biegły po zboczu w kierunku łąki z której przyszedłem. Przez chwilę zastanawiałem się , czy warto wrócić na jej skraj i rzucić na nią okiem. Miałem jednak jakieś takie wewnętrzne przeczucie, że te jelenie tam się pojawią .Ostrożnie , cicho jak tylko potrafiłem, cofnąłem się do łąki. To nie było daleko, trochę ponad sto metrów. Gdy się zbliżyłem, pierwsze co zobaczyłem to głowy łani. Głowa przy głowie. Zatrzymałem się. Patrzyły się na mnie i bałem się ruszyć nawet aparatem, żeby nie uciekły. Stałem przez chwilę i patrzyłem. Ciała zbite były w jedną masę. Tylko głowy się z tego wyróżniały i one przyciągały mój wzrok. Po kilku,może kilkunastu sekundach tego stania nieruchomo,gdy ja przyglądałem się chmarze , a chmara mnie, powoli uniosłem aparat i zrobiłem kilka zdjęć. Łaniom i kilku szpicakom starczyło cierpliwości i odwagi tylko na tyle. Gdy ruszyłem się metr do przodu, zwierzęta uciekły w zalesioną dolinkę, znikając mi z oczu. Mimo,że nie były to byki z pięknym porożem „polowanie’ uważam za bardo udane. Gdzieniegdzie z tych łąk widać było ładnie bieszczadzkie połoniny. Te widoki przyczyniły się do mojej następnej decyzji. Niedaleko łąki na której byłem zaczynała się inna z której przy dobrej widoczności widać Beskidy Skolskie na Ukrainie. Góry wielkości naszych Bieszczad. Mimo późnej pory skusiłem się tam pójść. Widoczność jednak nie była taka jak myślałem. Zarys gór ledwie był widoczny. Do samochodu było daleko, więc postanowiłem skrócić sobie drogę. Przeszedłem kawałek lasu na wprost i poprzez zarośniętą, głęboką dolinkę tak , aby trafić na inną łąkę z której nawet bez latarki byłbym w stanie znaleźć powrotną drogę. Wyszedłem z patoczyska i lasu na jej skraj mniej więcej w jej połowie. Łąka długa, ciągnąca się spod wierchowiny w dół. Pełno na niej było tropów zwierzyny. Jej dolnej części nie widziałem, bo zasłaniał mi widok mały pagórek na jej środku. Wyjść na niego nie było daleko. Tylko chwilę się wahałem. Szybko wszedłem na wzniesienie. Warto było .W dole na skraju łąki zobaczyłem osiem jeleni. Same byki. Daleko były. Zrobiłem kilka zdjęć i się cofnąłem. Pod osłoną pagórka postanowiłem przedostać się pod las i jego skrajem podejść bliżej. Gdy skróciłem dystans o połowę i drugi raz spojrzałem w dół łąki, jeleni już nie było. Z ciekawości podszedłem w miejsce, gdzie wcześniej stały. Nie miałem pojęcia , gdzie znikły. Gdy ruszyłem z powrotem w górę łąki zauważyłem, że z zarośniętego potoku oddzielającego moją łąkę od następnej wybiegł jeleń. Za nim drugi, trzeci i następne…. Nie było daleko. Wystarczyło, że przesunąłem się kilka metrów i prawie nic nie zasłaniało mi widoku jeleni na zboczu. Biegnąc i idąc w górę znikły za laskiem po prawej stronie łąki. Po krótkim czasie, w gęstniejącym już zmroku powróciły i pobiegły w dół doliny. Do samochodu wracałem w pełnych ciemnościach. Po drodze zobaczyłem jeszcze dwa jelenie. Byki. Przy pogodnym niebie i białym śniegu było dość jasno. Szedłem bez latarki. Jelenie chwilę stały nieruchomo, ale było widać wyraźnie ich sylwetki mimo mroku. Nawet w lesie nie potrzebowałem oświetlenia. Myślałem, że tak dotrę do samochodu. Tak myślałem do pierwszego brodu na potoku. Przechodząc przez niego stanąłem jedną nogą na jakimś kawałku lodu. Zorientowałem się, że lecę, gdy już byłem w powietrzu. Chlasnąłem jednym bokiem w wodę ,rozjeżdżone, błoto i śnieg. Prawą połowę ciała zmoczyłem, ale najważniejsze , że uratowałem aparat fotograficzny, który utrzymałem w ręce nad mokrą mazią. Nieprzyjemne zimno było tylko chwilę. Szybki marsz, ale już przy świetle latarki telefonu komórkowego ( dwa razy jeszcze musiałem przekraczać potok) spowodował, że zrobiło mi się ciepło i nie odczuwałem ,że miałem mokre, i obłocone ubranie. Gdy dotarłem do samochodu komputerek samochodowy pokazywał dwa stopnie poniżej zera.

Komentarze

Grażyna DomaradzkaSuper zdjęcia i tekst niezwykle ciekawy, z bieszczadzkimi przygodami ☀️🦉 · Odpowiedz · 3 tyg.