Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

LIS, SARENKI,GŁOSY NOCY

Pełnia księżyca, wycie wilków, lis i sarenki. W dolinie do której udałem się późnym popołudniem w niedzielę mam szczęście do lisów. Dolina biegnąca wzdłuż potoku Ruchlin, który wpada do Hoczewki. Ustawiona jest z grubsza na kierunku wschód- zachód. Prawie siedem kilometrów długa i nie zamieszkała. Wiatry wieją najczęściej z zachodu i prawie zawsze zaczynam wędrówkę pod wiatr. Ta sytuacja oraz górki ułatwiają mi podejście do polujących lisów na niewielką odległość. Tak było w ostatnią niedzielę ( 28 marca). Lisa jeszcze nie widziałem, ale po zachowaniu psa (Reksa) wiedziałem , że jest gdzieś z przodu za przełamaniem górki. Pies wywąchał jego obecność. Przygięty do ziemi podszedłem z psami najbliżej jak tylko mogłem. Zbliżyłem się na odległość kilkunastu metrów. Lis zajęty szukaniem czegoś do zjedzenia, późno mnie spostrzegł. Obserwowałem go dłuższą chwilę. Psy stały obok mnie bardzo grzecznie i patrzyły na niego ze mną. W pewnym momencie lis zerknął w moim kierunku. Na chwilę znieruchomiał i popatrzył mi prosto w oczy , jakby nie wierząc, że tak blisko jest człowiek z dwoma psami. Jego zaskoczenie nie trwało dłużej niż jedna-dwie sekundy. Czmychnął szybkim galopem w kierunku krzaków w lesie. Bliskość oraz ucieczka lisa może i prowokowały psy do pogoni, ale obydwa grzecznie tylko obserwowały. Zawsze w takich sytuacjach mam dla nich w nagrodę przysmaki. Nagroda za dobre zachowanie musi być. Tego wieczoru dostrzegłem tylko jeszcze parę saren, które wyszły po zachodzie na łąkę. Wiatr się wyciszył pod wieczór i zrobiło się tak ładnie , że zasiedziałem się dłużej. W lesie zaczęły się odzywać sowy. Najpierw usłyszałem puszczyka. Jego charakterystyczny głos słychać często, ale gdy usłyszałem głos puchacza to tak jakby mnie przymurowało do ziemi. To rzadki ptak. Tylko raz go widziałem w czasie wędrówek. Akurat w tej dolinie w dzień, na skraju lasu. Wystraszyłem go, gdy podszedłem pod drzewo na którym siedział. Wschód księżyca w pełni przeoczyłem. Za długo wsłuchiwałem się w odgłosy lasu. Miejsce dobre na obserwacje, z widokiem na górskie łąki ,ale nie na wschód. Las zasłaniał. Gdy ruszyłem ze wzniesienia w kierunku cerkwi i gruntowej drogi biegnącej środkiem doliny, księżyc był już wysoko nad horyzontem. Minąłem cerkiew i przycerkiewny cmentarz, świadków danych mieszkańców wioski, gdy odezwał się wilk. Wył, ale tak trochę „ żałośnie i tęsknie” . Głos wilka rozlegał ze wzgórza nad cerkwią. Za którymś razem odpowiedział mu wilk z lasu spod którego przyszedłem. Usłyszałem jeszcze jednego wilka odpowiadającego na wycie tego przy cerkwi. Głos daleki , cichy. Tamte odezwały się tylko kilka razy. Ten najbliższy, z przerwami, wył długo. Kilka razy zatrzymałem się, aby lepiej wsłuchać się wjego głos. Wiatru już nie było. Wycie zagłuszał tylko trochę szum potoku Ruchlin. Psy chwilę słuchały, ale nie było widać po nich wielkiego niepokoju. Szły przede mną od kilkunastu do kilkudziesięciu metrów obwąchując teren. Księżyc bardzo jasno oświetlał okolice. Bardziej niż psy przejęty wyciem byłem ja. Miałem wrażenie, że wilki zwołują się, aby połączyć się w watahę i zapolować na coś większego. Ataku watahy na człowieka nigdy w okresie powojennym nie było. Wyobraźnia podpowiada jednak różne scenariusze. Nie chciałbym być tym pierwszym”bohaterem” w powojennej historii wilków. W sumie jednak poza lekkim niepokojem i większą ostrożnością strachu nie miałem. Jedynie częściej oglądałem się za siebie i częściej przywoływałem psy do nogi. Chyba bardziej niepokoiłem się, aby one nie stały się ofiarami ataku. Bardziej i niezmiennie obawiam się nagłego oraz bliskiego spotkania z niedźwiedziem. W tej dolinie kilka lat temu spotkałem niedźwiedzicę z trójką młodych niedźwiedzi. Są tropy. Bezbronny też nie chodzę. O ile nie zapomnę wychodząc z domu wziąć gaz pieprzowy i nóż komandosa, mam tą „broń” ze sobą. W niedzielę miałem. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa. Odgłos wilka , dokładnie jedno z jego wyć, spróbowałem nagrać. Włączyłem aparat na nagrywanie . Obrazu nie widać, ale głos słychać. Wycie wilków w pełni księżyca , w pogodną i bezwietrzną noc jest jednym z najciekawszych i najbardziej ekscytujących sytuacji jakie można przeżyć w dzikich Bieszczadach. Zwłaszcza wtedy, gdy jest się samemu i daleko od ludzi.