Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

BIESZCZADZKIE SERENGETI

W Bieszczadach wczesną wiosną czasem jest prawie tak jak na Równinach Serengeti. Roi się od jeleni na jednej łące. Gdy dwunastego kwietnia późnym popołudniem wybrałem się na wędrówkę z psami po kompleksie górskich łąk byłem pewien, że jelenie spotkam. Wiał silny wiatr, świeciło słońce , wiedziałem gdzie mogę je spotkać i jak należy podejść aby ten silny wiatr był moim sprzymierzeńcem. W niektórych częściach doliny świeża trawa zaczęła śmiało wystawiać głowę z pozimowego snu. Gdzieniegdzie zazieleniło się wśród resztek zeszłorocznego, szarego i zleżałego pod śniegiem zielska. Byłem przekonany, że ta świeżo kiełkująca trawa zwierzynę płową skusi. Już kilka dni wcześniej zauważyłem, że w tej okolicy jelenie wychodzą często na pastwiska pod wieczór. Ale tylko na krótko, jakby sprawdzić czy warto. Spodziewałem się spotkania , ale nie tego, że spotkam aż tyle różnych grup jeleni na kompleksie kilku łąk sąsiadujących ze sobą na odcinku około jednego kilometra, leżących po oby stronach doliny. Łąki zryte parowami i nieckami z wtórnym zakrzaczeniem przy wodnych strugach.W pewnym momencie na jednej największej łące pojawiła się najpierw chmara kilkunastu byków ( jeleni), potem chmara łani licząca ponad trzydzieści sztuk i jakby było mało dołączyła do nich niewielka grupa łani, która przemknęła efektownie niedaleko miejsca wybranego przez mnie na obserwację. Efektownie , bo blisko i z pięknym skokiem niektórych łani nad rozciągniętą taśmą między słupkami na łące do której podłączany jest elektryczny pastuch przy wypasie bydła. Na tej jednej łące w pewnym momencie pasło się ponad sześćdziesiąt sztuk jeleni. Byki i łanie. Nie częsty to już widok w Bieszczadach. Porośnięte parowy i wąwoziki ułatwiły mi skryte podejście i obserwacje , ale niestety krzaki i pojedyncze drzewa zasłaniały część łąki. Pozwoliło mi to widzieć prawie wszystkie zebrane jelenie, ale nie dało się zrobić zdjęcia całości. W płytkim uskoku, osłoniętym od jeleni, zmieniłem trzy razy miejsce obserwacji. Nic to nie dało. Zresztą jedynym obiektywem ,który miałem przy sobie nie było możliwości zrobić zdjęcia szerokokątnego. Zbyt blisko byłem pasących się jeleni. Gdy największa chmara łani uciekła z tej łąki, poszedłem do następnej wyżej położonej w małej kotlinie. Ta była pierwotnym celem mojej wędrówki. Liczyłem na to, że kotlina osłonięta od wiatru zwabi jelenie. Podejście było łatwe , bo niezarośniętym płytkim parowem. W tej małej kotlinie były tylko dwa jelenie, ale za to niedaleko nich pasła się też pojedyncza sarna. Miejsce do obserwacji było wyśmienite. Wiatr wiał tak, że nie mógł zdradzić mojego ani psów zapachu. Z bliska mogłem obserwować dwa jelenie bez ich niepokojenia. Młody jeleń położył się nawet w niewielkim błotku. Raz tylko zaniepokoiły się , gdy z dołu doliny wiatr przyniósł wyraźny i ostry warkot traktora. To na chwilę przerwało ich żerowanie. Chwilę później coś jednak wystraszyło sarnę. Umknęła ona skokami do lasu. Jelenie zaczęły patrzeć w miejsce , gdzie ucieczką narobiła hałasu sarna i trochę z ociąganiem poszły do lasu. To nie było koniec miłych niespodzianek dla mnie tego dnia. Schodząc w dół łąki po drugiej stronie doliny dostrzegłem odpoczywające łanie. Zrobiłem im zdjęcia i nie zatrzymując się na dłużej ruszyłem w górę doliny do dwóch następnych łąk. Nie zrobiłem nawet dwustu metrów,gdy zauważyłem zająca. Zając szybko znikł za przełamaniem grzbietu. Ruszyłem dalej i tam na przedostatniej łące znów natknąłem się na jelenie. Jedna grupa poszła w las , ale po chwili z parowu po drugiej stronie łąki wyszły następne. Po krótkiej obserwacji i kilku zdjęciach, przygięty do ziemi aby nie być spostrzeżony, wycofałem się do drogi biegnącej środkiem doliny. Od ostatniej łąki dzielił mnie tylko zarośnięty drzewami parów z potokiem. Szedłem drogą bardzo powoli i ostrożnie. Warto było. W górze łąki pasła się następna chmara jeleni,która powoli przemieściła się do lasu w którym zaczynała się leśna dróżka. Gdy wracałem do samochodu w szarówce wieczora nie natknąłem się już na żadne zwierzęta. Krótką, bo nie dłuższą niż dwudziestominutową wędrówkę do samochodu umilał mi odzywający się od czasu do czasu puszczyk, gdzieś w lesie po lewej stronie. W moich wędrówkach i bezkrwawych „polowaniach” po Bieszczadach jeszcze nie zdarzyła mi się taka obfitość chmar w krótkim czasie na małym terenie.