Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

MAJÓWKA Z RODZINĄ NIEDŹWIEDZI

Bieszczadzkie safari na majówce 2021. Oczywiście bezkrwawe, tylko z aparatem fotograficznym w ręce. Tak udanej majówki jeszcze nie miałem: pierwszego maja udane „polowanie” na orlika krzykliwego, drugiego maja duża chmara jeleni i piękny kolorowy zachód uwiecznione na zdjęciach, a trzeciego olbrzymi zastrzyk adrenaliny po „upolowaniu” niedźwiedziej rodzinki. Trzeci maj był czymś więcej dla mnie niż kropką nad i. Minął rok od mojego ostatniego spotkania z niedźwiedziami. Był to też maj, okres rui u niedźwiedzic. Długo obserwowałem wtedy niedźwiedzia z niedźwiedzicą. Para przechodziła z łąki na łąkę. Zrobiłem mnóstwo zdjęć i wiele filmików. Udało mi się je nawet podejść na około dwadzieścia- trzydzieści metrów. Tej zimy często napotykałem świeże ślady niedźwiedzi , ale nie miałem szczęścia je zobaczyć. Teraz to się odmieniło. Trzeci dzień maja na początku nie zapowiadał się optymistycznie. Wbrew prognozom nie zaczął się pogodnie. Zachmurzenie było duże. Dopiero po południu przejaśniło się i zrobiło słonecznie. Ruszyłem około szesnastej. Wcześniej zastanawiałem się i zmieniałem kilka razy decyzję w w którą z ulubionych bieszczadzkich dolin się udać. Kusiło mnie pojechać w dolinę, gdzie drugiego maja spotkałem dużą chmarę jeleni jednak zdecydowałem jechać w inną. Pogoda zrobiła się piękna. Spacer z psami był przyjemnością. Zazieleniło się na górskich łąkach soczystą zielenią. Zrobiło się wczesnowiosenne piękno. Drzewa jeszcze bez rozwiniętego listowia pozwoliły na obserwacje małych ptaszków. Pstrykałem zdjęcia małym ptaszkom i wypatrywałem orlika. Orlika słyszałem ,ale go wypatrzyć nie mogłem. W powietrzu latały dwa myszołowy i jerzyki, w potoku wypatrzyłem krzyżówki, a w krzakach i tarninie zrobiłem zdjęcia pary kapturek ( samica ma brązową czapeczkę), piegży, cierniówki i kląskawki. Po czterech kilometrach marszu zbliżyłem się do terenów,gdzie lubią pojawiać się jelenie. Tu też wielokrotnie spotykałem orlika. Tym razem jednak go nie było. Jelenie mnie nie zawiodły. Niedaleko dostrzegłem ich osiem. Przebiegły blisko mnie i pobiegły w górę łąki , gdzie się na chwilę zatrzymały. Wszystkie osiem miały scypuły, odrastające poroże. Same byki. Nie spiesząc się zacząłem kluczyć po okolicy. Chwilę później zauważyłem szpicaka ( jelenia ) z trzema łaniami. Ta czwórka pobiegła w kierunku skąd przyszedłem. Wyszedłem na pobliską górkę. Zatrzymałem się na niej dłuższy czas. Z niej jeszcze raz zobaczyłem ostatnio napotkane jelenie. Były daleko na łące i zaczęły się paść. Przy najbliższym potoku dostrzegłem lisa. Krótko, bo biegł susami i szybko znikł w zakrzaczeniu strugi. Z górki poszedłem w wyżej położoną część doliny. Tu zatrzymałem się na dłużej na jej zboczu przy tarninach. Strome zbocze było już zacienione. Słonce zachodziło za moimi plecami. Za potokiem zbocze było jaskrawo oświetlone. Miałem doskonały widok. Ewentualne zwierzęta nie mogły dostrzec ani mnie , ani psów. Psom wystawiłem suchą karmę. Niechętnie się za nią zabrały. Na zwierzęta niedługo czekałem. Wyszły trzy łanie. Pojawił się lis. Nawet nie próbowałem im robić zdjęć. Trochę były daleko. Jelenie skubały trawę. Lis wyszukiwał coś w niedużej jeszcze, świeżej trawie. Na zboczu dalekiej łąki, jeszcze wyżej położonej części doliny, pojawiła się grupka jeleni. Powoli ,od czasu do czasu skubiąc trawę, przemierzyły ją i znikły za drzewami. Zbocze naprzeciw mnie po pewnym czasie prawie całe było zacienione, więc postanowiłem wrócić na wcześniejszą górkę. Tam w ostatnich promieniach słońca chciałem wypić kawę z termosu i dać resztę karmy psom. Na górce pierwsze co zrobiłem to zacząłem sprawdzać bliskie i dalekie łąki za zwierzyną. Zacząłem po niej chodzić szukając najlepszego miejsca, aby usiąść. Z takiego właśnie miejsca zobaczyłem niedźwiedzia. Daleko było i na początku pomyślałem , czy to nie odyniec. Szybko jednak się zorientowałem, że to niedźwiedź. Po chwili pojawiły się następne. Wiedziałem, że to jest matka z młodymi. Nie od razu zorientowałem się ile tych niedźwiadków jest. Najpierw dostrzegłem jednego, potem drugiego. Myślałem, że są dwa i matka. Widać było, że niedźwiedzie grzebią w ziemi. Zrobiłem trochę zdjęć, ale odległość była zbyt duża abym był z nich zadowolony. Niedźwiedzie były około czterysta metrów ode mnie na łące po drugiej stronie doliny. Postanowiłem przejść na drugi brzeg potoku i przeciwległą łąkę. Chciałem skrócić dystans przynajmniej o połowę. Półbiegiem i marszem pokonałem większość trasy. Mogłem sobie na to pozwolić i nie być ostrożnym,bo ukształtowanie terenu i szum potoku maskował moje przemieszczanie się. Spieszyłem się, bo słońce zachodziło i światła potrzebnego do zdjęć było coraz mniej. Zdyszany dotarłem na odległość około dwustu metrów od zwierząt. Byłem bliżej, ale zrobić zdjęcie było trudniej niż wcześniej z daleka. Przeszkadzały gałęzie drzew i ukształtowanie terenu. Byłem już na tyle blisko,że adrenalina zaczęła się lać z nadnerczy do krwi strumieniami. Jednego niedźwiedzia widziałem. Potem dwa. Matkę z niedźwiadkiem. Zaczęły węszyć.Wiatr był niekorzystny. Niedźwiedzie mają doskonały węch, ale słaby wzrok. Usiadłem na trawie i zrobiłem kilka zdjęć. Nie byłem w stanie zobaczyć całej czwórki. Obawiałem się, że mogą mnie zobaczyć lub zwietrzyć. Za blisko podejść nie powinien żem, bo niedźwiedzica z dużymi niedźwiadkami mogłaby różnie zareagować. Zdecydowałem się jednak zaryzykować i przybliżyć się jeszcze bardziej. Teren znałem, bo byłem w tym rejonie wielokrotnie. Postanowiłem podejść do zadrzewionego parowu. Z niego miałbym tylko około czterdzieści metrów do niedźwiedzi. Liczyłem na to, że są tak zajęte rozgrzebywaniem ziemi, że mnie nie usłyszą, ani nie wyczują. Przesunąłem się lekko w prawo tak, aby zasłaniały mnie drzewa parowu. Niedźwiedzie nie mogły mnie dostrzec, co najwyżej wyczuć. Wiatr na szczęście ucichł. Zbliżałem się powolutku i cicho. Psy trzymały się blisko nogi. Wiedziały, że mają być cicho i grzeczne. Zaczęło się podchodzenie. Niedźwiedzica z młodymi, o ile nie jest zaskoczona nagłym i bliskim pojawieniem się człowieka, ustępuje terenu. Moja taktyka zbliżania się niosła za sobą ryzyko. Duże ryzyko. Niedźwiedzie nie widziały mnie, ale ja też nie widziałem niedźwiedzi. Jeśli przypadkiem przestałyby rozgrzebywać ziemię w poszukiwaniu pokarmu i też ruszyły w kierunku parowu….Albo zrobił to tylko jeden niedźwiadek i na mój widok ryknął ze strachu…..Niedźwiadki nie cały czas trzymały się mamy. Nie miałbym szans na bezkarne wycofanie się. Na szczęście ja dotarłem z psami do parowu i na jego drugi skraj, a niedźwiedzia rodzina dalej żerowała. Słońce już było za horyzontem, ale niedźwiedzie blisko. Zacząłem robić zdjęcia. Psy były grzeczniutkie. Przestałem zwracać na nie uwagę. Całe zainteresowanie i uwagę skupiłem na niedźwiedziach. Wiedziałem, że psy zachowają się tak jak zostały wyuczone. Na początku niedźwiedzie zajęte były tylko grzebaniem. Niedźwiedzica w ogóle nie zwracała uwagi na na otoczenie. Za to jeden niedźwiadek !. Nie wiem czy usłyszał mnie lub zwietrzył, czy zobaczył. Inne żerowały w najlepsze , a ten prawie cały czas patrzył na mnie. Zacząłem się czuć nieswojo. Poziom adrenaliny (już wysoki) jeszcze się podniósł. Zastanawiałem co zrobić. Na chwilę zainteresował się mną drugi niedźwiadek. Raczej tylko mnie zwietrzyły. Twarz miałem zamaskowaną „zasłonką”zwisająca z kapelusza. Z takiego samego materiału miałem na sobie polowy mundur wojskowy. Jednak , gdy niedźwiedzica też zaczęła interesować się moją obecnością zacząłem się oddalać parowem tak aby mnie słyszała, ale cały czas ją obserwując. Szedłem powoli w górę parowu. Tak już wcześniej zaplanowałem wycofać się. Niedźwiadki trochę oddaliły się na bok od matki. Wszystkie niedźwiedzie zaczęły patrzeć w moim kierunku. W pewnym momencie matka, a za nią niedźwiadki jak na komendę ruszyły biegiem. Ruszyły biegiem , ale na szczęście nie w moim kierunku. Znikły w lesie w ciągu kilku sekund. Gdy zorientowałem się, że uciekają do lasu podniosłem aparat,ale nie zdążyłem już zrobić zdjęcia. Pewnie i tak wyszłoby nieostro, bo zbyt mało światła było. Czarek , większy pies zachował do końca tak jak jest nauczony. Spokojnie i cicho przy mnie. Mniejszy Reks zaczął biec za niedźwiedziami, gdy zaczęły uciekać. Nie zaszczekał. Wystarczyła na szczęście moja krótka komenda i po kilku metrach wrócił z przykulonym ogonem i skacząc do nogi przepraszając w ten sposób za krótki bieg. Więcej emocji i kuszenia losu tego wieczoru już nie pragnąłem. Za to podwyższony poziom adrenaliny we krwi pozwolił mi szybko i bez uczucia zmęczenia wrócić do samochodu.