Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

POD BUKOWINĄ

Gdy trzy dni wcześniej byłem w górnej części doliny, tuż pod Bukowiną, wieczór był piękny i pogodny, ale zwierzęta nie dopisały. Jeden myszołów i pojedyncze łanie ze swoimi jelonkami to jedyne co mogłem zobaczyć z daleka. Wczoraj wieczór w tej samej bieszczadzkiej dolinie był pochmurny, pokropiło nawet trochę w czasie wędrówki, ale za to urozmaicony i bogaty w spotkania zwierząt. Taki bieszczadzki z obserwacją łani z jelonkiem, kilku myszołowów, mnóstwa kruków, sarny z młodym potomkiem i na koniec, gdy wypatrywałem jakiegoś wilka, zauważyłem w trawach na łące niedźwiedzia. Łanie i jelonka nie łatwo było spostrzec w wysokich trawach i słabym oświetleniu przy pochmurnym niebie. Ale, gdy już je zauważyłem siadłem na skraju drogi i obserwowałem „bezkarnie”oraz do woli jak skubią zielska. Ruszyłem dalej dopiero wtedy, gdy znikły mi z oczu w krzakach rosnących przy zdziczałej jabłoni. Tylko trochę dalej , na drzewie i w powietrzu pojawiły myszołowy. W sumie było ich cztery w pobliżu. Dużo fruwało kruków. Krakały,gulgotały. Kruki maja bardzo urozmaicony sposób komunikacji i wyrażania swoich emocji. To nie jest tylko jednolite krakanie. Samo krakanie jest różne. Gdy kilometr dalej oprócz kruków zobaczyłem na czubku drzewa orła ( bielika) wiedziałem,że gdzieś niedaleko musi być jakaś duża padlina, najprawdopodobniej zdobycz wilków. Bielik nie był sam. Pilnował go kruk. Między krukami , a bielikami jest zawsze „wojna”. Kruki potrafią tolerować orliki, które w tej dolinie spotykam, ale bielikom zawsze dokuczają. Kruki, dużo mniejsze za to zwrotniejsze ( zręczniejsze), nie boją się atakować orła od tyłu próbując wyrwać mu pióra. Pewnie wynika to z konkurencji pokarmowej. Kruki żywią się padliną lub tym co upolują inne zwierzęta. Bielik też z takiej stołówki korzysta. Orliki wolą co innego. Bielik odleciał w asyście kruka, podfruwającego blisko orła i kraczącego głośno. Chyba na to krakanie zareagował inny kruk, który przyleciał z pomocą i pomógł goprzegonić. Orzeł odleciał, a ja postanowiłem podejść w górę łąki, w pobliże drzewa gdzie siedział chwilę wcześniej ten drapieżny i dostojny ptak. Z górnej części łąki jest dobry widok na dolinę i łąkę po stronie przeciwnej doliny na której cztery dni temu widziałem łanie. Tym razem, gdy się zatrzymałem, wypatrzyłem też dwie. Nie obserwowałem je długo. Były dość daleko. Ruszyłem dalej, okrężną drogą poprzez dwie wierchowe łąki na których dawno nie byłem. Celem mojej wędrówki była stroma łąka w górnej części doliny . Tam koncentrowała się największa aktywność kruków. Tam poleciał orzeł. Gdybym szedł doliną przy potoku byłoby tylko pół kilometra. Wybrałem trzy razy dłuższa drogę , ale się opłacało. Na skraju drugiej wierchowej łąki dostrzegłem sarnę z młodą sarenką. Matka z potomkiem blisko była. Dostrzegła mnie szybciej niż ja ją. Najpierw zobaczyłem ledwie wystające z trawy dwie głowy z dużymi uszami. Dużą i małą. W pierwszej chwili myślałem , że to dwa zające. Szybko spostrzegłem swój błąd, gdy zbliżyłem się i podszedłem w wyższą część łąki. Sarna ( matka) obserwowała mnie cały czas. Zbliżyłem się bardzo ostrożnie, powoli. Zatrzymałem się i zacząłem robić zdjęcia. Sarna tak jak ja, stała nieruchomo. Psy stały spokojnie niedaleko mnie. W wysokiej trawie i obniżeniu łąki były niewidoczne dla sarny. Sarna nie była widoczna dla nich. Młody jelonek leżał beztrosko. Też mnie widział. Zerkał co zrobi matka. Trwało to dość długo. Po kilku minutach sarna odwróciła się ,powoli wycofała się do lasku. Młoda sarenka sekundy później wstała i dwoma skokami wpadła do lasu w ślad za matką. Do celu wędrówki nie miałem już daleko. Gdy po przejściu przez lasek znalazłem się na skraju docelowej łąki, jeden rzut oka wystarczył aby stwierdzić,że nie ma na niej zwierząt. W powietrzu pojawił się ponownie bielik z krukiem przy ogonie. Było już późno. Na łąkę na której skraju usiadłem nie wyszedł żaden zwierz. Z sąsiedniej małej dolinki nadlatywały kruki. Jeden z kawałkiem mięsa w dziobie. Wiedziałem , że niedaleko jest jakiś duży , nieżywy zwierz. Liczyłem, że może pojawi się jakiś wilk w drodze na kolację. Nie pojawił się. Gdy zacząłem po kilkunastu minutach schodzić z górnej części łąki, po drugiej stronie potoku na oddalonej ponad sto metrów innej łące dostrzegłem sylwetkę zwierza w trawach. To nie była łania. Pomyślałem, że to jakiś wilk idzie do zdobyczy. Zrobiłem kilka zdjęć. Zwierz po kilkunastu sekundach znikł w trawach za przełamaniem grzbietu łąki. Dopiero, gdy przeglądnąłem wykonane zdjęcie zobaczyłem, że był to niedźwiedź. Było jeszcze na tyle widno , że poszedłem w miejsce,gdzie się pojawił. Nie dostrzegłem go więcej. Z trawy wyskoczył lis , który pewnie skuszony „aromatem”padliny szedł w jej kierunku. Ciemno zaczęło się robić, więc nie zwlekając ani nie przybliżając się do potencjalnego miejsca gdzie leżała padlina, ruszyłem w drogę powrotną do samochodu. Po ponad godzinie trudnego marszu w ciemnościach i czterokrotnym przekroczeniu potoku dotarłem do samochodu. Około pięć kilometrów.Ostatnie sto metrów w deszczu.