Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

PUSZCZYK, SARNY

Puszczyk, który usiadł kilka metrów obok mnie był dla mnie całkowitym zaskoczeniem. W domu dopatrywałem się na zdjęciu, zoomując je na komputerze , mojego odbicia w oczach sowy. Było wczesne popołudnie kilka dni temu. Ze skąpanej słońcem łąki wszedłem w głęboki leśny jar ze strumieniem. Od niego pną się stromo w górę przez las dwa parowy. Wydeptaną przez zwierzęta ścieżką między parowami planowałem dostać się na wyżej położoną łąkę, przez starodrzewie lasu. Tylko około pół kilometra stromego podejścia, ale bardzo urokliwe. Gdy wszedłem w las przy parowie, zatrzymałem się. Strumień w tym miejscu płynie dziarsko z głośnym pluskiem po skalistym korycie. O tej porze roku brzegi i kamienie pokryte były obficie liśćmi. W jarze panował półmrok Zatrzymałem się na chwilę. Widok mi znany z wielokrotnego przekraczania w tym miejscu potoku, ale zawsze jak nowy. Z opadłymi,kolorowymi liśćmi i gdzieniegdzie przebijającymi się promykami słońca, szumem oraz pluskiem potoku, stworzył się klimat jak w świątyni dumania. .Psy podbiegły kilka metrów ode mnie w górę potoku. To one wystraszyły z dna jaru puszczyka. Puszczyka, którego nigdy bym nie dostrzegł gdyby nie jego lot. Wystartował znad brzegu potoku i usiadł na gałęzi kilka metrów ode mnie. Po krótkim wpatrywaniu się we mnie i na psy przeniósł się wyżej na sąsiednie drzewo. Tam zdołałem go jeszcze wypatrzyć bez problemu, zrobić zdjęcia. Po chwili przeniósł się w trzecie miejsce. Koronę następnego drzewa. Gdy na chwilę odwróciłem uwagę od sowy, aby zobaczyć co robią psy w miejscu skąd wystartowała sowa do lotu, więcej go nie wypatrzyłem. Wtopił się w otoczenie. Tego dnia miałem bliskie spotkanie nie tylko z sową. Po wyjściu z lasu na skraj łąki miałem szczęście obserwować trzy sarenki. Na łące pasła się sarna , a gdy poszła w las wyszła para, kozioł z sarną. Kozioł był jak jednorożec ,tylko z jednym całym rogiem. Sarny na tej łące pasły się na kwiatach dzikiej marchwi. Obserwowałem je przez kilkanaście minut do czasu, gdy podeszły na kilkanaście metrów do mnie, wykryły moją obecność i naturalną koleją rzeczy, uciekły w lekkim popłochu. Niecały kilometr dalej spotkałem jeszcze dwie sarny. Tym razem matkę z potomkiem. Te szybko spostrzegły moje najście i równie szybko się oddaliły.