Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

WODOSPAD REKSIA

„Wodospad Reksia”. Tak go sobie nazwałem. Odkryłem go ze swoimi psami, Reksiem i Czarkiem, w styczniu tego roku. Planowałem, że odwiedzę to miejsce jeszcze raz z psami, gdy nie będzie już tu śniegu. Zrobiłem to trzy dni po tragicznej śmierci Reksia. Niestety już bez niego. Trudno mi jest pogodzić się z tym, że zginął w kwiecie wieku ( osiem lat) z powodu trzech bernardynów puszczonych luzem, bez smyczy i kagańca, blisko mojego domu. Wodospad nie jest znany turystom, nie jest opisywany przez przewodniki, nigdy nie widziałem jego zdjęcia lub opisu na jakimś bieszczadzkim portalu. Od pozostawionego na skraju drogi samochodu jest do niego około dwadzieścia-trzydzieści minut spaceru. Siedemnaście kilometrów samochodem z Polańczyka. Jest nie mniej uroczy niż znany, oznakowany ścieżką turystyczną wodospad Czartów Młyn. Z bieszczadzkich jeden z największych Dojście jest przyjemne, bo widokowymi łąkami wysiedlonej wsi. Dopiero przy końcu trochę lasem. Podobnie jak ten bardziej słynny, bardziej efektowny jest tylko krótko po silnych opadach lub trwających długo deszczach. Powodem tego są małe zlewnie pierwszego i drugiego. Gdy odwiedziłem go trzy dni temu , w lesie powyżej było jeszcze dużo śniegu. Od wielu dni była słoneczna i ciepła pogoda, deszczów nie było, ale wytapianie śniegu przez słońce też wystarczyło, aby wodospad nabrał uroku. Bolesny był ten wypad, gdy nie ma już Reksia. Każde miejsce, gdzie się wybieram mi go przypomina. Ten mały, niesamowicie inteligentny i po latach dobrze ułożony piesek do wędrówek bez smyczy, pierwszym był w moim domu, przed Czarkiem. Mimo, że mniejszy to on „rządził”Czarkiem. Łaziłem z nim po dolinach i połoninach, po jarach i potokach, niezliczonych miejscach urokliwych , wzgórzach o ładnych widokach. Tam, gdzie podglądałem dziką zwierzynę, tam był on. Wszędzie go widzę, bo prawie wszędzie z nim byłem. Tu wrzuciłem kilka zdjęć wodospadu i okolicy z zimy oraz wczesnej wiosny . Osobom zainteresowanym mogę opisać jak dotrzeć w to miejsce ( przez messengera na FB lub telefonicznie), ale pod warunkiem, że będą nazywać ten nieznany wodospad „wodospadem Reksa” i taką nazwę będą przekazywać innym. To na pamiątkę dzielnego psiego turysty i wiernego towarzysza podglądania przeze mnie dzikiej bieszczadzkiej przyrody. Do czasu śmierci był na każdej mojej bieszczadzkiej wyprawie. W kontaktach z dziką zwierzyną zachowywał się przez ostatnie lata idealnie. Mogłem spokojnie robić zdjęcia zwierzętom z ukrycia lub bez , z bliska lub z daleka, nie zwracając uwagi na psy. Nie chodziły na uwięzi w terenie. To siedem lat włóczęgi i łazikowania z nim po Bieszczadach, Beskidzie Niskim oraz Górach Słonnych . Siedem lat wspólnych przeżyć i radości, a radość i szczęście pokazywał tak jak mało kto. Był żywym antydepresantem dla każdego kto go spotkał na swej drodze.