Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

WSPOMNIENIE O KOCHANYM REKSIU

Niestety mojego kochanego Reksa już nie będzie na przyszłych wędrówkach. Odszedł na wieczne łowy dwudziestego szóstego marca marca ( 2022). Dlatego opis OSTATNIEJ wyprawy z nim trzy dni temu, zaczynam od dwóch z tego roku i trzech starszych zdjęć. Serce mi krwawi, opłakuję go jak członka rodziny. Był przybłędą i miał około jednego roku, gdy do nas zawitał siedem lat temu. Zżyłem się z nim bardzo. Doskonale wzajemnie się rozumieliśmy i komunikowaliśmy . Wspaniale zachowywał się w terenie na wyprawach fotograficznych. Był bardzo przyjacielski dla obcych. Witał radośnie osoby pierwszy raz spotkane tak samo, jak starych przyjaciół. Śmiertelne obrażenia odniósł dwieście metrów od domu. Wracał z synem po kilkunastokilometrowym biegu. Ani syn , ani Reksio nie domyślali się , że powyżej mojego domu, niedaleko punktu widokowego, będą bez uwięzi trzy bernardyny. Właściciel przyznał się w rozmowie ze mną, że jeden z nich wykazuje czasem agresję. Bernardyn zaatakował małego Reksia. Dołączyły się do niego dwa pozostałe. Syn nie miał szans obronić go przed dużymi psami. „Przemieliły” psiaka swoimi olbrzymimi paszczami i o mało go nie rozszarpały. Na zewnątrz były tylko niewielkie ślady po kłach i oberwana skóra wielkości złotówki. Wewnątrz uszkodzenia wielonarządowe powstałe pod uciskiem paszcz. Reksio walczył o życie dzielnie do wczoraj do szóstej trzydzieści. Niestety obrażenia okazały się za duże. Odszedł w czwartą miesięcznicę śmierci mojej ukochanej Żony. Może teraz przechadza się po niebieskich połoninach ze swoją Panią….Do łez po stracie Żony musiałem dołożyć te po Reksie. Tekst o ostatniej wyprawie przed trzema dniami miałem przygotowany feralnego dnia. Przedstawiam go niezmieniony jak niżej. Reks jest na kilku zdjęcia na rozmytym pierwszym planie przy spotkaniu drugiej kuny: „MNOGOŚĆ KUN”„„Chyba trafiłem na jakiś szczególnie aktywny okres w życiu kun leśnych. W ciągu tygodnia spotkałem je sześć razy. Pięć różnych miejsc i pięć kun. Tylko jedną i tą samą, dwa razy w tym samym miejscu. Na zdjęciach są dwie z wczorajszej wędrówki. Obydwie aktywne były za dnia. Wypatrzenie ich ułatwił mi brak liści i zleżałe po śniegu trawy, które nic nie zasłaniają. Pierwsza szukała pożywienia na ziemi prawie w samo południe, przed czternastą. Wystraszona naszym najściem, uciekła na drzewo i tam ją zauważyłem. Drugą dostrzegłem pod koniec dnia na ziemi, między starymi drzewami sadu wysiedlonej wioski. Reks, który szedł przodem też ją dostrzegł. Odwrócił głowę do tyłu i popatrzył na mnie, bo miał ochotę ruszyć biegiem do niej. Nie ruszył. Wystarczyło, że pokiwałem palcem i głową dla pewności szepcząc komendę „nie wolno”. Komendę słyszał też Czarek , który był przy mnie, więc bez przeszkód mogłem obserwować zwierzątko i robić zdjęcia. Nie trwało to długo. Za blisko z psami stałem, aby kuna nas nie dostrzegła. Dostrzegła i uciekła na najbliższe drzewo. Niedaleko tego miejsca ( chwilę wcześniej) siedział na drzewie myszołów. Kwilił uparcie na nasz widok. Może obserwował kunę i czekał na okazję do ataku. Moje najście z psami pewnie pokrzyżowały mu plany. Stąd te jego jękliwe wrzaski. Myszołowy są płochliwe, ale tym razem pozwolił podejść się blisko siebie. W końcu zerwał się z gałęzi i odfrunął. Po zimowych wojażach w zamorskich krajach w dolinie pojawił się też bocian czarny. Pierwszy raz go widziałem tego roku. W poszukiwaniu zielonej trawy, błotka do kąpieli i słońca wyszły z lasu łanie.””