Bieszczady – piękno przyrody dla naszych gości

ŻUBRY, ŻBIK I SARNY

Żubry i żbik. Ruja u saren. Wszystko niedaleko zbiornika wodnego. Akwen jest nowy. Wcześniej, niczym został napełniony wodą ( w tym roku ), żubry zaglądały tu nie raz. W wilgotnej dolince zawsze długo trzymały się soczyste rośliny i błotniste bajorka do kąpieli, wczesną wiosną trawa szybko zieleniła się. Kilka dni temu, gdy przechodziłem obok zalewu wczesnym popołudniem, zauważyłem świeże ślady żubrzego stada. Nie one mnie jednak zatrzymały na dłużej w tym miejscu, ale trzy sarny. Dokładnie kozioł i dwie samice. Akurat jest okres rui u saren. Obserwowałem harce tych zwierząt siedząc po drugiej stronie zbiornika na wysokim brzegu, schowany za drzewem. Kozioł wyraźnie miał ochotę na amory. Obwąchiwał często sarnę w miejscu wydzielania feromonów. Sarna najwięcej uwagi poświęcała zielskom, ale od czasu w krótkich sprintach uciekała zalotnie przed kozłem. Ten jak na sznurku podążał za nią, aby ją dopaść i obwąchiwać okolice zadka. Sarny raz po raz pasły się w trawskach albo wyskakiwały na wykoszoną część łąki. Zajęte zabawami i pasieniem się późno dostrzegły moją oraz psów obecność. Chyba raczej psów. Ja byłem ukryty, psy bawiły się w pobliżu. Nie od razu uciekły do lasu, gdy wypatrzyły intruzów. Ale jak już dostrzegły niebezpieczeństwo, to weszły do wysokiej trawy skąd spozierały ciekawsko i intensywnie w moim kierunku. Trochę jeszcze skubały trawę, trochę się kryły i trochę bawiły w podskokach, ale nieubłaganie zbliżały się trawskami do lasu i tam chwilę później znikły. Będąc po drugiej stronie zalewu na skarpie dzielącej las od łąki ponownie zobaczyłem świeże ślady żubrów. Żubry tego dnia lub ostatniej nocy odwiedziły to miejsce. Tego byłem pewien. Nie przypuszczałem jednak, że jeszcze tego samego dnia mogą wrócić nad zbiornik . Liczyłem , że pojawia się w okolicy wieczorem, ale kapkę dalej. Zalew opuściłem. Wyszedłem na oddalone o dwieście metrów wywyższenie na skraju lasu i tam zacząłem obserwację okolicznych łąk. Wypiłem trochę kawy z termosu. Psy zjadły karmę. Pewnie wypiłbym całą kawę gdyby nie to, że tuż przed zachodem słońca , które pięknie zachodząc nadało wyrazistych kolorów okolicy, ponad sto metrów ode mnie pojawił się na łące po drugiej stronie dolinki żbik. Ładny był „skubaniec”. Mocno zaznaczone były paski na nogach i ogonie. Na nogach rzadko są tak wyraźne. Z kawą dałem sobie spokój. Zacząłem obserwację. Na początku nie była przyjemna. Ani zdjęcia do zrobienia , ani sylwetka żbika do wypatrywania nie była łatwa. Wiszące tuż nad horyzontem słońce , zachodzące daleko za żbikiem świeciło mi prosto w oczy i obiektyw aparatu. Oślepiało mnie skutecznie , a zdjęcia wychodziły totalnie prześwietlone. Zasłanianie dłonią oczu wiele nie dało. Dopiero powolne i ciche zejście niżej grzbietem łąki przyspieszyło „zachód” słońca i umożliwiło przyjemną obserwację. Tego żbika widziałem w tym samym miejscu wczesną wiosną, ale wtedy o gęstym zmroku tak wyraźnych, charakterystycznych cech nie mogłem dostrzec. Zajęty żbikiem zapomniałem o żubrach. Gdy o nich pomyślałem było już grubo po zachodzie. Zacząłem wracać. Przeszedłem trochę ponad sto metrów, pokonałem przełamanie grzbietu i znalazłem się na łące schodzącej do zalewu. Żubry nie wypatrzyłem od razu, bo patrzyłem na dalsze łąki. Gdy spojrzałem na zbiornik zaskoczony zobaczyłem stado. Kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie dostrzegłem wcześniej ślady, niedaleko mnie. Siadłem szybko na trawie, ale było to działanie spóźnione. Żubrzyce mnie dostrzegły a może poczuły , bo lekki wiaterek podmuchiwał od zachodu skąd szedłem. Stado zrobiło się nerwowe. Trochę podbiegło, rozciągnęło się w tyralierę, potem skupiło chowając małe cielaki do środka grupy, aby po kilku minutach bez paniki , ale w lekkim pośpiechu , momentami krótkim galopem, przemieścić się do bliskiego lasu, gdzie szukały poczucia bezpieczeństwa.